wtorek, 8 listopada 2016

"Harry Potter i Przeklęte Dziecko" J.K. Rowling

           
            22 października tego roku miało miejsce jedno z najważniejszych, jak nie najważniejsze, wydarzenie  dla świata magii i fantastyki. Na ten dzień przewidziana została bowiem premiera książki dotyczącej znanego już na całym świecie czarodzieja Harry’ego Pottera. Spełniły się marzenia wielu osób, u których „Harry Potter i Insygnia Śmierci” pozostawiły pewien niedosyt. Jednak „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” nie jest kolejną powieścią poświęconą dalszym perypetiom czarodzieja, lecz scenariuszem, na podstawie którego 30 lipca tego roku wystawiono sztukę w londyńskim teatrze. Całość czyta się jako dramat.

            Akcja rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu w, którym kończy ją poprzednia część, czyli dziewiętnaście lat po wydarzeniach opisanych w „Insygniach Śmierci”. Czytelnik ma możliwość ponownego spotkania się z dobrze znanymi mu bohaterami. Pojawia się Harry, który jako dojrzały mąż Ginny i ojciec trójki dzieci pracuje w Ministerstwie Magii. Nie może również zabraknąć wszechwiedzącej Hermiony Granger, aktualnej Minister Magii, żony Rona Weasleya i matki dwójki dzieci.  Wszystkich fanów, a raczej w przeważającej większości fanki, Draco Malfoya z pewnością ucieszy fakt, że bohater pojawia w książce. Pokazuje on przy tym inną, dotychczas nieznaną czytelnikom twarz.

             Wydarzenia jednak skupiają się ściśle na Harrym i jego kontaktach z drugim synem, Albusem Severusem. Okazuje się, że kontakt z synem nie jest łatwy, szczególnie, gdy samemu nie miało się możliwości czerpania od nikogo przykładu. Ponadto sprawy nie ułatwia wciąż duża popularność i stosunkowo świeża sława tego Harry’ego Pottera, która odbija się nie tylko na tytułowym bohaterze, lecz także jego dziecku. Wszystko idzie Albusowi nie tak już od samego początku i pierwszej podróży pociągiem do szkoły. Zaczyna się od przyjaźni zawartej z nieodpowiednią osobą, trafienia nie do tego domu, do którego oczekiwano i braku naturalnych zdolności i talentów magicznych, których posiadanie wydawało się czymś oczywistym, jeżeli jest się synem sławnego ojca. Albus ma wrażenie, że nie mogło być gorzej. Czy ma rację? Czy to on okaże  się tytułowym przeklętym dzieckiem? Do czego zdolny jest nastolatek i ile może dokonać albo narozrabiać?

            Pierwszy raz  z serią przygód młodego czarodzieja spotkałam  się w wieku dziesięciu lat, gdy chodziłam do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Szybko nadrobiłam zaległości wydawanych wcześniej części, aby kolejne móc czytać już chwilę po premierze. Nie ukrywam, że w świat magii Hogwartu wsiąknęłam niemal natychmiast. Zamiast spać, czytałam po nocach o przygodach Pottera. Jaka była moja reakcja na wiadomość o premierze? Niesamowita euforia. Jednak przygasła ona trochę przez informację, że nie będzie to kolejna powieść, lecz scenariusz dramatu. Taka forma oznacza dużo mniej treści i zdecydowanie szybsze czytanie, a to oznaczało mniej czasu spędzonego z ulubionym bohaterem i krótsze delektowanie się lekturą.


           Sama książka rozwojem akcji niewątpliwie zaskoczyła w wielu momentach, gdy nie udało mi się przewidzieć dalszego ciągu historii. Forma uboga w rozbudowane opisy narratorskie pozwalała puścić wodzę fantazji i wytworzyć w głowie swój własny obraz czytanej opowieści. Jednak przez to została ona pozbawiona tej magicznej aury, która, według mnie, powinna jej towarzyszyć. Po przeczytaniu czułam niedosyt. Jednak nie wiem, czy jego zaspokojenie jest możliwe ze względu na siłę, z jaką ta seria oddziałuje na ludzi.  Z całą pewnością cudownie było móc zaczytać się w historii  o Harrym Potterze ponownie i spotkać trójkę przyjaciół stawiającą czoło poważnemu problemowi zagrażającemu spokojowi świata magicznego. Polecam i serdecznie zapraszam do lektury tych, którzy dotychczas nie mieli okazji, ponieważ naprawdę warto poświęcić czas na przeczytanie kolejnych przygód Harry’ego Pottera i jego bliskich.




~red. Martyna Pożarycka

środa, 30 grudnia 2015

Gdzie poloniści byli tym razem?

16 grudnia 2015 r. był kolejnym z tych dni, w którym poranek zamiast na spanie  przeznaczyliśmy na zwiedzanie. Co tym razem stało się obiektem naszego zainteresowania? Ten środowy ranek wydał nam się świetną chwilą do odwiedzin Domu Gazety Olsztyńskiej, znajdującego się na Targu Rybnym przy naszej olsztyńskiej Starówce. Postanowiliśmy sprawdzić, co zawiera w sobie ten tak często mijany przez nas podczas  prywatnych wypraw do centrum Olsztyna, budynek. Punkt godzina 9:00 - zbiórka!




Po wejściu  i zostawieniu kurtek w szatni zaczęliśmy spacer od oglądania ekspozycji umieszczonej na parterze. Była to wystawa okolicznościowa  związana z niedawno wspominaną rocznicą ogłoszenia stanu wojennego w Polsce. W szczególności nawiązywała ona do powstania NSZZ "Solidarność" i jej działalności. 





Pierwsze piętro zostało poświęcone wystawie związanej z Olsztynem i jego stopniowym rozwojem. Znajdują się tu również pamiątki związane z miastem oraz osobami, które współtworzą jego historię. Mieliśmy także okazję przypomnieć sobie - między innymi - poznanego już wcześniej przez nas Feliksa Nowowiejskiego.










Nie ukrywaliśmy naszego dużego zainteresowania gablotą, która poświęcona została otwarciu Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Umieszczone są w niej zdjęcia z pierwszego wykładu inauguracyjnego.   Wygłaszała go znana nam z wykładów z literatury staropolskiej  pani profesor Krystyna Stasiewicz, którą na zdjęciach poznaliśmy bez najmniejszego problemu.








Drugie piętro skupione jest ściśle wokół samej Gazety Olsztyńskiej i jej powstaniu. Sporo uwagi poświęciliśmy zwłaszcza jej twórcom.








Na koniec zeszliśmy do piwnicy, gdzie obok historycznej salki lekcyjnej, w której akurat dzieci ze szkoły podstawowej miały lekcję świąteczną, znajduje się kolejna ekspozycja, już ostatnia. Jest ona poświęcona początkom szkolnictwa na Warmii i Mazurach.  




 

Jak widać po zrobionych na tym poziomie zdjęciach, największe zainteresowanie tą ekspozycją zdecydowanie wykazywała  Magda ;).















Było to ostatnie nasze wyjście w ramach zajęć z historii kultury w tym roku kalendarzowym. Jednak mamy w planach kolejne wyprawy i... już zarezerwowane terminy w roku 2016. Liczymy, że będzie to nasza kulturowa odskocznia od nauki do kolokwiów i nadchodzącej - wielkimi krokami - sesji.

~ red. Martyna Pożarycka
~ korekta Alicja Sławińska
~fot. Paulina Bendig

środa, 9 grudnia 2015

Ukulturalniania polonistów ciąg dalszy...

W ten grudniowy poranek postanowiliśmy przekazać trochę
ciepła także... temu panu. :)
Po raz kolejny, nasze zajęcia wyszły poza standardowy schemat. Co prawda nie ruszyliśmy ponownie w dwudziesto-kilometrową eskapadę, a sięgnęliśmy po coś, co jest na wyciągnięcie ręki.


Tym razem wybraliśmy się do Muzeum Warmii i Mazur, znajdującego się w naszym pięknym, olsztyńskim zamku. Wraz z Panią Profesor Marią Ankudowicz-Bieńkowską udaliśmy się na podbój… biblioteki! A tam czekały na nas filologiczno-polonistyczne "relikwie". Inkunabuły, starodruki... w tym dzieła Mikołaja Kopernika czy Zygmunta Krasińskiego. Oj, zaświeciły nam się oczka na widok oryginałów. Szkoda tylko, że nie zabraliśmy ze sobą białych rękawiczek…










Kolejnym punktem naszego wyjścia było „ekspresowe” zwiedzanie Magazynu Solnego – znajdującego się w niedalekim sąsiedztwie biblioteki. Tam, troszkę uciekliśmy od stricte papierowej historii – ku tej nieco bardziej… zróżnicowanej materialnie.


Mieliśmy okazję zapoznać się z bronią – oczywiście prawdziwą. Nie omieszkaliśmy również obudzić w nas pokładów dzieciństwa… i ruszyliśmy ku zabawie.





Nasze możliwości czasowe były jednak dość ograniczone, dlatego może troszkę chaotycznie, może troszkę w biegu, ale udało nam się poznać mały kawałek historii kultury – w tym także lokalnej. Takie empiryczne poznanie budzi w nas pewnego rodzaju zapotrzebowanie na więcej, otwiera horyzonty, pobudza wyobraźnię, a przede wszystkim zmusza do refleksji. Biblioteka okazała się miejscem pełnym ciepła – nieporównywalnego z żadnym innym miejscem, gdzie na pierwszy rzut oka widoczne jest zaangażowanie osób tam pracujących w to, by przekazywać tę niewielką część historii dalej. I troszkę oczy stają się mokre, kiedy słyszy się, jak wiele pracy potrzeba, aby w ogóle była możliwość dalszego poznawania tego, co zostawili nam przodkowie.

Niech te słowa będą pewnym apelem. Szanujmy historię. Szanujmy biblioteki. Szanujmy książki. Wspierajmy muzea.


~red. Paulina Bendig
Alicja Sławińska

~fot. Paulina Bendig
~ korekta: Magdalena Łukasik


poniedziałek, 23 listopada 2015

"Życie zastygłe między wczoraj i dziś, między jawą i snem, między światłem i cieniem..."

Jest 16 listopada 2015 roku. Za oknami plucha. Zwyczajny poniedziałek dzięki dr Kamili Bialik stał się nadzwyczajny. Poprowadzeni "za rękę" przez panią doktor ku nowemu wymiarowi sztuki, postanowiliśmy w niecodzienny sposób spędzić poniedziałkowy wieczór.  Za drzwiami Olsztyńskiego Teatru Lalek czas stanął w miejscu. Grono ludzi, w tym także my - studenci polonistyki - z zapartym tchem śledzimy losy pewnego Żyda… Trwa spektakl pt. ,,Sklepy cynamonowe”.



Kilka słów o powieści.

W naszej literaturze Bruno Schulz, podobnie jak Witold Gombrowicz, był kontynuatorem nowatorskich tendencji prozy europejskiej. Schulz ukazał w fantastycznej, odrealnionej wizji własne miasto, mieszczańskie środowisko i bankrutującego ojca, jako klęskę świata, w którym wzrastał. Jest to jednocześnie klęska tradycyjnych reguł i wartości. Gombrowicz, posługując się groteską, demaskował utarte schematy i stereotypy. Wykorzystywał również mechanizmy decydujące o istocie stosunków międzynarodowych.

Trudny temat. Trudny zarówno pod względem wykonania, jak i odbioru. Abstrakcyjny, jak gdyby nieuchwytny. Możliwy do zrealizowania chyba jedynie w formie opartej na teatrze cieni. Czy jednak podoła on tak trudnemu zadaniu?


Zdania na temat samego spektaklu (który nota bene zdobył Nagrodę Główną Festiwalu w Rybniku) są podzielone. Jedni zafascynowani niezwykłymi efektami świetlnymi, z przymrużeniem oka traktują niedociągnięcia ze strony aktorów. Inni wychodzą ze spektaklu nieco rozczarowani. Jednak zarówno jedni, jak i drudzy zgodnie przyznają -muzyka była piękna. Grający na klarnecie Michał Górczyński, (przypadkowa zbieżność nazwisk) absolwent Warszawskiej Akademii Muzycznej, wprost zahipnotyzował widzów swymi utworami. Przy pomocy instrumentu stworzył nastrój, oddał tragizm i delikatność tematu. Wzruszył do łez.
Czy jednak teatr cieni ma być oparty głównie na muzyce? To już odrębny temat.

Myślę, że mimo wszystko warto było wyciągnąć rękę w stronę tak pięknej historii, wyjść na spotkanie ojczystej sztuce. Cienie niepokoją, wzruszają, pobudzają wyobraźnię,  a także czasem wyłączone w szarej codzienności wrażliwość i empatię, budzą strach, lęk przed przeszłością, przyszłością i… teraźniejszością.




,,Ascetyczny spokój, którego pustkę wypełniają wspomnienia, marzenia, rozsypane historie głównego bohatera. Strzępki minionych lat, Uri z dzieciństwa, majaki, zapachy, złudzenia… Wszystko zamknięte w zamazanych obrazach- wypisanych, wyrysowanych, wybazgranych z życia. Życia zawieszonego w czasie i przestrzeni. Życia zastygłego między wczoraj i dziś, między jawą i snem, między światłem i cieniem…”




~red. Agata Górczyńska
~korekta: Alicja Sławińska
~fot. Olsztyński Teatr Lalek

niedziela, 15 listopada 2015

[...] jeszcze tylko muzyka...*

Kolokwia, wejściówki, lektury, życie - gdzie w tym wszystkim znaleźć czas na kulturę? Ciągle szukamy...





Krok 1. Barczewo, środa, 4.11.2015, g. 13:00


W ramach historii kultury z prof. Ankudowicz-Bieńkowską postanowiliśmy porzucić schemat, wyjść poza salę lekcyjną, odłożyć książki i przenieść wykład w miejsce oddalone o 20 km od Wydziału Nauk Humanistycznych. Tam znajduje się świadectwo przeszłości, bardziej namacalne i wyraziste, oddziałujące zdecydowanie mocniej na nasze żądne wiedzy umysły, niż informacje zdobyte tylko z książek. Zapraszamy na wirtualną podróż śladami Feliksa Nowowiejskiego.


W progu Salonu Muzycznego w Barczewie zostaliśmy ciepło powitani przez panią Magdę, kustoszkę i przewodnika po muzeum, która w przejrzysty i interesujący sposób opowiedziała nam o historii Feliksa Nowowiejskiego oraz miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Wiedzę zdobywaliśmy stopniowo przemierzając kolejne sale wystawowe. Najpierw skupiliśmy się na poznaniu korzeni Nowowiejskiego. Drzewo genealogiczne artysty prezentowało się okazale. 
Z każdym kolejnym krokiem zmierzaliśmy ku odkryciu najważniejszych faktów z jego życia. Dowiedzieliśmy się między innymi, że Feliks uczęszczał do szkoły muzycznej w Świętej Lipce, później jego historia łączy się także z Olsztynem, gdzie podjął pracę w pruskiej orkiestrze i komponował utwory dla niej oraz zespołów amatorskich. Nowowiejskiego możemy nazwać człowiekiem renesansu, bowiem był nie tylko kompozytorem, ale też pedagogiem, dyrygentem i organizatorem życia muzycznego.

Salon Muzyczny w Barczewie znajduje się przy ul. Mickiewicza 13 i jest to dom rodzinny naszego kompozytora. Obecnie znajduje się tu m.in. poświęcone mu muzeum. Wystawa zawiera wiele cennych i osobistych eksponatów, do których należą, np. fortepian, meble, rękopisy, pocztówki, listy i wiele innych dokumentów. Obecnie Salon Muzyczny jest również miejscem  wielu wydarzeń kulturalnych związanych z kompozytorem i regionem . Mowa tu o Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Chóralnej im. Feliksa Nowowiejskiego. Ponadto odbywają się tu koncerty, spotkania, lekcje muzealne, warsztaty, lekcje gry na instrumentach, wystawy i inne przedsięwzięcia kulturalne.


Nasze zwiedzanie uświetnił kameralny koncert fortepianowy w wykonaniu profesor Marii Ankudowicz-Bieńkowskiej. Specjalnie dla nas zagrała między innymi "Rotę", którą wspólnie - i jak wymaga od nas postawa obywatelska - odśpiewaliśmy w pozycji "na baczność". W repertuarze znalazły się także utwory "O Warmio moja miła" oraz "Laura i Filon". Okazało się, że nasza grupa posiada nieoszlifowane diamenty, w których drzemią pokłady talentu muzycznego.




"Gdy słowa już daremne, myśli daremne, 
a wyobraźni nie chce się już wyobrażać, 
jeszcze tylko muzyka. 
Jeszcze tylko muzyka na ten świat, na to życie".
W. Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli

Po obejrzeniu wszystkich eksponatów znajdujących się w muzeum oraz zadaniu niezbędnej liczby pytań (podobno jesteśmy z tego znani) postanowiliśmy udać się na przystanek i wsiąść w "okejkę" powrotną do Olsztyna. Wówczas pani Magda poinformowała nas, że od niedawna w Ratuszu Barczewa pojawiła się możliwość wejścia na nowo wybudowaną wieżę widokową. Podobno panorama Barczewa widziana z góry robi wrażenie, więc... Spojrzeliśmy na zegarki. Godzina 14:30. Wieżę zamykają o 15. Co robimy? Oczywiście szybko podążamy w tamtym kierunku!


Mimo listopadowej mgły widoki rzeczywiście warte były wejścia po stromych stopniach schodów. Ponadto wychodząc z Ratusza o godz. 15 wśród pracowników kończących pracę udało nam się spotkać samego burmistrza Barczewa! Oczywiście nie obyło się bez zdjęć.



(Zdjęcia dzięki uprzejmości UM Barczewo)


To był zdecydowanie udany wypad kulturalny. Wracając do Olsztyna zastanawialiśmy się jak możemy go symbolicznie uczcić. Wtedy to właśnie Ola rzuciła pomysł, który od razu nam wszystkim przypadł do gustu. "Chodźmy do Maca!". I tak też się stało ;).




Na tym nie spoczniemy. Czekają na nas kolejne spotkania z kulturą. Już w przyszłym tygodniu wspólnie udamy się do olsztyńskiego Teatru Lalek, gdzie będziemy mieli okazję obejrzeć "Sklepy cynamonowe". A potem ciąg dalszy podróży w ramach historii kultury. Zwiedzimy Muzeum Warmii i Mazur, a także Dom Gazety Olsztyńskiej. A to wszystko po to, aby pogłębiać swoją wiedzę, w sposób najefektywniejszy, bowiem empiryczny. Już teraz zapraszamy na towarzyszenie nam w dalszej wirtualnej wędrówce z kulturą w tle.


~ red.
Aleksandra Brodzik
Kinga Łada
Magdalena Łukasik
Martyna Pożarycka
Alicja Sławińska

~ fot.
Aleksandra Brodzik
Alicja Sławińska
oraz - dzięki uprzejmości UM Barczewo




środa, 3 czerwca 2015

Nulla dies sine linea

„Dzień bez pracy to dzień zmarnowany” głosi łacińska sentencja. Podążając za nią, nie marnujemy ani jednego. Mamy farta, bo naszą pracą jest w dużej mierze przyjemność, bowiem czytamy, bardzo dużo czytamy.




A oto jak wygląda typowy dzień studenta filologii polskiej (dodajmy – studenta pierwszego roku!).

Budzik wydaje ten sam co zwykle niechciany dźwięk.

Środa, 6:33
Okoliczności: łóżko, Olsztyn, Polska, Ziemia, Wszechświat, przebudzenie.

Pamiętając o tym, aby prawa stopa jako pierwsza dotknęła zimnej podłogi, wstaję, cofnij – zwlekam się z łóżka. Najtrudniejsze już za mną. Teraz będzie tylko lepiej…
Będzie…?

8:02
Okoliczności: sala 130, grupa studentów myślami będąca jeszcze w łóżkach, gramatyka opisowa, ćwiczenia.

Słowotwórstwo przymiotników szybko sprowadza nas na ziemię i definitywnie wybudza ze snu. Przy tablicy do głowy przychodzą różne myśli, ale jedna przebija się przez resztę i nie daje spokoju: „Malarstwo, malarstwo… co to za kategoria słowotwórcza…?”
Od czasu do czasu na naszych twarzach pojawia się grymas niezrozumienia. Spoglądamy po sobie i wzruszamy ramionami. No cóż, nad tym trochę posiedzimy.
Pani Doktor skutecznie umila nam czas obrazując błędy w wymowie polskich celebrytów, co zazwyczaj kończy się wspólnym śmiechem. Krótkie dyskusje o polityce czy muzyce sprawiają, że słowotwórstwo staje się jaśniejsze i bardziej przystępne.

9:47
Okoliczności: przerwa między zajęciami, przerwa w wytężaniu umysłu, przerwa w słuchaniu i notowaniu.


Jemy, rozmawiamy (niejednocześnie, rzecz jasna) i dużo się śmiejemy. O tak! Jesteśmy roześmianą grupą, zauważy to każdy, kto akurat przebywa wokół nas.

10:15
Okoliczności: sala 132, trwa gramatyka, tym razem wykład, nie ukrywajmy – większość z nas ma ochotę położyć się w wygodnym łóżku i zasnąć.

Pani Profesor przedstawia prezentację, a my zadajemy pytania. Mimo, że czasem są śmieszne lub kłopotliwe, to zawsze uzyskujemy odpowiedź. Kto nas już poznał wie, że jesteśmy żądni wiedzy. Jesteśmy kreatywni i twórczy pod warunkiem, że nie musimy podpierać podbródków, aby nie zasnąć.

11:17
Okoliczności: przerwa, śmiejemy się z karykatury naszej grupy narysowanej przez A. i A., dziewczyny mają talent, to trzeba przyznać, czekamy na łacinę.

11:50
Okoliczności: misja „Pollo”, czyli jak, ucząc się języka łacińskiego, nauczyć się języka polskiego.
Po raz kolejny mylimy przydawkę z dopełnieniem, ablativus z accusativem, koniugację II z III. Jednak na pytanie „Czym w zdaniu Aetas dulcissima adulescentia est jest aetas, wszyscy zgodnie odpowiadamy, że orzecznikiem. Nauczyliśmy się tego na błędach, wielu błędach.

13:03
Okoliczności: przerwa, A. pokazuje nam satyryczny filmik „Wielkie Konflikty – Słowacki vs. Mickiewicz” – jak wiemy, Panowie za sobą nie przepadali, co najprawdopodobniej spowodowane było… różnicą temperamentów.

14:06
Okoliczności: trwa leksykografia, dołącza do nas K. z III roku FP – nadrabia różnice programowe.

Pilnie słuchamy i notujemy. Główkujemy się z jednostkami językowymi i zastanawiamy: „Czarna owca to taka sama owca jak biała…?”. Wyszukujemy błędy w definicjach słownikowych, choć raz to my je wskazujemy. Nasze morale rosną.

15:15
Okoliczności: nareszcie chwila wolnego, okienko, stołówka, plaża, schodki przed budynkiem wydziału – co kto woli.

Te momenty lubimy szczególnie. Możemy pośmiać się z niekoniecznie śmiesznych żartów kolegi z germanistyki lub nagrać amatorski film, w którym M. wygłasza swoje poglądy na temat obecnego stanu literatury i… nowego tuszu do rzęs Maybelline. To wszystkich nas wzbogaca umysłowo. Z poczuciem zbliżającej się poetyki, korzystamy z wolnego czasu najefektowniej jak się da (patrz zdjęcie).



17:36
Okoliczności: zauważalne ubytki w liczbie studentów, uśmiechnięty dr L., sala wyposażona w telewizor.

Co prawda, nie oglądamy aktualnie „Trudnych spraw”, jednak czujemy się jak bohaterzy owego paradokumentu.

Kinga Ł., 20 l.
na polecenie zaznaczenia enklityki reaguje uśmiechem i pyta samą siebie „Co to jest ta cała enklityka?”.

Paweł K., 20 l., 
mówi, że zjadłby daktyla, nie wie jeszcze, że to stopa… metryczna.

Po wybojach i… jeszcze większych wybojach docieramy do końca.

18:14
Okoliczności: wychodzimy z sali, ze zdumieniem patrzymy na tablicę zapisaną kreskami i kreseczkami – to nasze dzieło.

Jest coś szczególnego w studiowaniu filologii polskiej…

To, że mimo zmęczenia, wchodzimy na zajęcia i wychodzimy z nich z uśmiechem na twarzy. Dzień dobiega końca. Każdy ma swoje plany, ale jest coś, co nas łączy – spotkamy się jutro i ani trochę nas to nie smuci.




~Kinga Łada
~fot. A. Sławińska

poniedziałek, 25 maja 2015

Per aspera ad astra

Blog filologii polskiej, to miejsce, w którym będziemy: 

- wyrażać siebie, 
- tworzyć, 
- narzekać i chwalić, 
- stawiać opór stereotypom oraz...
- dzielić się swoimi przemyśleniami na wiele tematów. 


Cytując klasyka, należałoby zadać jedno bardzo ważne pytanie: 

 "  I co ja robię tu? " 

Dlatego, postanowiliśmy udzielić na nie odpowiedzi.



Dlaczego filologia polska?





Marzena Malinowska


"Wybrałam filologię polską, ponieważ lubiłam od zawsze uczyć się języka polskiego. Jego nauka bardzo mnie interesowała. Wiążę ten kierunek z moją przyszłością i sądzę, że dyplom z filologii da mi dobry start w życiu".









Agata Górczyńska


"Filologia polska miała być jednym z etapów, które pozwolą mi na lepsze zrozumienie świata artystycznego. Uważam, że dobre poznanie języka przyda się nie tylko nauczycielowi, ale także aktorowi czy pisarce. Ten kierunek gwarantuje też tzw. obycie".








Alicja Sławińska


"Od początku stawiałam na polonistykę, i tylko na nią złożyłam dokumenty, ubiegając się o przyjęcie na studia. "Raz się żyje - jak nie tu, to nigdzie" -mówiłam. Dlaczego filologia polska? Sama nie wiem. Celem było zostanie nauczycielem - dziś, coraz częściej powątpiewam, czy tego chcę. Chociaż z drugiej strony... lubię to, co robię i sprawia mi to dużą satysfakcję".






"Literatura od zawsze była moją największą pasją. Wolny czas zapełniam nowymi autorami, książkami, nieistniejącymi światami i bohaterami. Czytam zarówno prozę, jak i poezję, Fascynują mnie biografie pisarzy i poetów, z inspiracji nimi rodzą się moje własne próby literackie. Znajomość języka ojczystego oraz poprawne jego używanie jest dla mnie przejawem wielkiego patriotyzmu. Połączenie tych dwóch elementów oraz poznanie wspaniałej polonistki w czasie nauki w liceum zaprowadziło mnie na te studia. Jestem dumna z siebie, iż miałam odwagę kierować się sercem w wyborze kierunku studiów i mając okazję wybrać raz jeszcze, nie zmieniłabym swojej decyzji".



Milena Arnista
"Kierunek filologia polska na UWM, jest bardzo ciekawy oraz prowadzony  przez bardzo życzliwych wykładowców, co jest ogromnym plusem dla tego kierunku. Podoba mi się sposób w jakim odbywają się zajęcia, wzbudzają we mnie zainteresowanie. Bardzo lubię pisać amatorsko wiersze. Myślę, że ten kierunek pozwoli mi uzupełnić swoją wiedzę na ten temat. Uważam, że tu, gdzie jestem, to moje miejsce!"








Magdalena Łukasik
"Decyzja o rozpoczęciu studiowania filologii polskiej była świadoma i przemyślana. Zamiłowanie do języka i literatury towarzyszyło mi od najwcześniejszych lat edukacji, a sam język polski jako przedmiot szkolny był moim ulubionym i takim, w którym czułam się najmocniej. Jako dziecko niejednokrotnie wyobrażałam sobie siebie w roli nauczycielki czy też osoby pracującej przy powstawaniu książek i wszelakich publikacji. Dzięki tym studiom mam możliwość zrealizować oba te marzenia lub przynajmniej jedno z nich. Rzeczą, którą najbardziej cenię i która najbardziej podoba mi się w studiowaniu filologii polskiej jest to, że nieustannie mam możliwość zdobywania interesującej mnie wiedzy oraz  poznawania szeroko rozumianej literatury i kultury".






Aleksandra Brodzik
"Wybór tego kierunku nie był dla mnie oczywisty. Chciałam iść w ślady taty i zostać leśnikiem, jednak zmieniłam zdanie i trafiłam tu. Dziś stwierdzam, że  tu jest moje miejsce i to jest to, co sprawia mi przyjemność. Nie potrafię wyobrazić sobie, że mogłabym robić w życiu coś innego, niż zajmować się językiem polskim, badać go i uczyć innych".



Martyna Pożarycka
"Dlaczego filologia polska? Odkąd tylko nauczyłam się czytać od razu zaczęły "pociągać" mnie książki. Każde swoje oszczędności zaczęłam wydawać właśnie na nie i czytając zarywałam noce. Wraz z wiekiem moja pasja nie malała, więc swoje dalsze życie postanowiłam związać ze studiami polonistycznymi na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Dlaczego UWM? Olsztyn jest moim rodzinnym miastem, z którym utożsamiam się i nie chciałam uciekać z niego do innego miasta. Oprócz znajomości współczesnych autorów zapragnęłam także zapoznać się z tymi, którzy przyczynili się do rozwoju polskiej powieści, np. Ignacym Krasickim czy Michałem Krajewskim, o którym nie wspomina się na wcześniejszych etapach nauki. Nie żałuję swojego wyboru. Obok możliwości rozwoju swoich zainteresowań dostałam szansę na poznanie cudownych ludzi, z którymi mogę dzielić swoje pasję".


Patrycja Borkowska

''Wybrałam ten kierunek, ponieważ język polski był przedmiotem, który od zawsze mnie fascynował. Z żadnego innego nie czułam się tak dobrze. Mimo, że nie jestem na polonistyce od początku- przeniosłam się, to nie żałuję swojej decyzji".


                                                                                                                     





wstęp: Aleksandra Brodzik




Chcemy, aby ten blog pokazał nas, filologów z nieco innej strony, wychodzącej poza ramy sylabusów, egzaminów i wykładów uczelnianych.



Dlatego też zachęcamy do śledzenia rozwoju naszego bloga. :)