środa, 3 czerwca 2015

Nulla dies sine linea

„Dzień bez pracy to dzień zmarnowany” głosi łacińska sentencja. Podążając za nią, nie marnujemy ani jednego. Mamy farta, bo naszą pracą jest w dużej mierze przyjemność, bowiem czytamy, bardzo dużo czytamy.




A oto jak wygląda typowy dzień studenta filologii polskiej (dodajmy – studenta pierwszego roku!).

Budzik wydaje ten sam co zwykle niechciany dźwięk.

Środa, 6:33
Okoliczności: łóżko, Olsztyn, Polska, Ziemia, Wszechświat, przebudzenie.

Pamiętając o tym, aby prawa stopa jako pierwsza dotknęła zimnej podłogi, wstaję, cofnij – zwlekam się z łóżka. Najtrudniejsze już za mną. Teraz będzie tylko lepiej…
Będzie…?

8:02
Okoliczności: sala 130, grupa studentów myślami będąca jeszcze w łóżkach, gramatyka opisowa, ćwiczenia.

Słowotwórstwo przymiotników szybko sprowadza nas na ziemię i definitywnie wybudza ze snu. Przy tablicy do głowy przychodzą różne myśli, ale jedna przebija się przez resztę i nie daje spokoju: „Malarstwo, malarstwo… co to za kategoria słowotwórcza…?”
Od czasu do czasu na naszych twarzach pojawia się grymas niezrozumienia. Spoglądamy po sobie i wzruszamy ramionami. No cóż, nad tym trochę posiedzimy.
Pani Doktor skutecznie umila nam czas obrazując błędy w wymowie polskich celebrytów, co zazwyczaj kończy się wspólnym śmiechem. Krótkie dyskusje o polityce czy muzyce sprawiają, że słowotwórstwo staje się jaśniejsze i bardziej przystępne.

9:47
Okoliczności: przerwa między zajęciami, przerwa w wytężaniu umysłu, przerwa w słuchaniu i notowaniu.


Jemy, rozmawiamy (niejednocześnie, rzecz jasna) i dużo się śmiejemy. O tak! Jesteśmy roześmianą grupą, zauważy to każdy, kto akurat przebywa wokół nas.

10:15
Okoliczności: sala 132, trwa gramatyka, tym razem wykład, nie ukrywajmy – większość z nas ma ochotę położyć się w wygodnym łóżku i zasnąć.

Pani Profesor przedstawia prezentację, a my zadajemy pytania. Mimo, że czasem są śmieszne lub kłopotliwe, to zawsze uzyskujemy odpowiedź. Kto nas już poznał wie, że jesteśmy żądni wiedzy. Jesteśmy kreatywni i twórczy pod warunkiem, że nie musimy podpierać podbródków, aby nie zasnąć.

11:17
Okoliczności: przerwa, śmiejemy się z karykatury naszej grupy narysowanej przez A. i A., dziewczyny mają talent, to trzeba przyznać, czekamy na łacinę.

11:50
Okoliczności: misja „Pollo”, czyli jak, ucząc się języka łacińskiego, nauczyć się języka polskiego.
Po raz kolejny mylimy przydawkę z dopełnieniem, ablativus z accusativem, koniugację II z III. Jednak na pytanie „Czym w zdaniu Aetas dulcissima adulescentia est jest aetas, wszyscy zgodnie odpowiadamy, że orzecznikiem. Nauczyliśmy się tego na błędach, wielu błędach.

13:03
Okoliczności: przerwa, A. pokazuje nam satyryczny filmik „Wielkie Konflikty – Słowacki vs. Mickiewicz” – jak wiemy, Panowie za sobą nie przepadali, co najprawdopodobniej spowodowane było… różnicą temperamentów.

14:06
Okoliczności: trwa leksykografia, dołącza do nas K. z III roku FP – nadrabia różnice programowe.

Pilnie słuchamy i notujemy. Główkujemy się z jednostkami językowymi i zastanawiamy: „Czarna owca to taka sama owca jak biała…?”. Wyszukujemy błędy w definicjach słownikowych, choć raz to my je wskazujemy. Nasze morale rosną.

15:15
Okoliczności: nareszcie chwila wolnego, okienko, stołówka, plaża, schodki przed budynkiem wydziału – co kto woli.

Te momenty lubimy szczególnie. Możemy pośmiać się z niekoniecznie śmiesznych żartów kolegi z germanistyki lub nagrać amatorski film, w którym M. wygłasza swoje poglądy na temat obecnego stanu literatury i… nowego tuszu do rzęs Maybelline. To wszystkich nas wzbogaca umysłowo. Z poczuciem zbliżającej się poetyki, korzystamy z wolnego czasu najefektowniej jak się da (patrz zdjęcie).



17:36
Okoliczności: zauważalne ubytki w liczbie studentów, uśmiechnięty dr L., sala wyposażona w telewizor.

Co prawda, nie oglądamy aktualnie „Trudnych spraw”, jednak czujemy się jak bohaterzy owego paradokumentu.

Kinga Ł., 20 l.
na polecenie zaznaczenia enklityki reaguje uśmiechem i pyta samą siebie „Co to jest ta cała enklityka?”.

Paweł K., 20 l., 
mówi, że zjadłby daktyla, nie wie jeszcze, że to stopa… metryczna.

Po wybojach i… jeszcze większych wybojach docieramy do końca.

18:14
Okoliczności: wychodzimy z sali, ze zdumieniem patrzymy na tablicę zapisaną kreskami i kreseczkami – to nasze dzieło.

Jest coś szczególnego w studiowaniu filologii polskiej…

To, że mimo zmęczenia, wchodzimy na zajęcia i wychodzimy z nich z uśmiechem na twarzy. Dzień dobiega końca. Każdy ma swoje plany, ale jest coś, co nas łączy – spotkamy się jutro i ani trochę nas to nie smuci.




~Kinga Łada
~fot. A. Sławińska